poniedziałek, 7 lipca 2014

Rozdział II



Mogłaby przysiąc, że przez chwilę ich stopy były oderwane od ziemi. Nie chciała dociekać co właściwie się z nimi dzieje, więc ufając trzymającemu ją w ramionach chłopakowi, mocniej zacisnęła powieki.

- Jesteśmy na miejscu – Pat przejechał dłońmi po plecach dziewczyny, próbując odsunąć ją od siebie. Colette zaskoczona otworzyła oczy i zdezorientowana obejrzała się dookoła. Pomieszczenie było ogromne i przypomniało jej hangar, w którym przed laty oglądała samoloty podczas wycieczki szkolnej. Chciała zrobić krok do tyłu, ale zachwiała się i byłaby upadła, gdyby nie natychmiastowa reakcja chłopaka.

- Spokojnie. To normalne za pierwszym razem – podtrzymał ją za ramiona i uśmiechnął się do niej delikatnie. – Chodź – obrócił ją lekko w stronę ściany, w której znajdowały się wąskie drzwi. Jak na zawołanie wybiegła przez nie grupa ludzi. Colette zatrzymała się przestraszona i spojrzała na chłopaka.

- Nie bój się. To przyjaciele – szepnął uspokajająco.

- Znam tego mężczyznę – odpowiedziała wskazując skinieniem głowy na osobę przewodniczącą pozostałym.

- Moja droga Colette – zaczął staruszek – pamiętasz mnie, prawda? Jestem John, John Millingan.

Dziewczyna pokiwała głową na znak zgody i objęła ramiona dłońmi. Pat zdając sobie sprawę z faktu, iż Colette wciąż stoi w skąpym stroju, w którym drzemała na łóżku, zdjął swój płaszcz i zarzucił go na jej drżące ciało.

- Dziękuję Patricku - rzekł Millingan, po czym zwrócił się w stronę dziewczyny. - Przepraszam. Jesteś zmarznięta – zaczął prowadzić ją w stronę drzwi. Colette pozwoliła się skierować w ich kierunku, ale odwróciła się, by nie stracić z oczu chłopaka, który oddał jej swoje okrycie. Stał w tyle otoczony przez troje młodych ludzi, którzy podekscytowani mówili jeden przez drugiego.

- Chodź moja droga. Musisz się ogrzać i przebrać. Chciałbym z tobą porozmawiać.

- Czy mój ojciec nie żyje? – podniosła głos – Panie Millingan, proszę mi powiedzieć, czy on nie żyje? Wielokrotnie powtarzał, że jeśli coś mu się… - tutaj zawahała się – stanie, to pan się mną zaopiekuje. To z panem powinnam nawiązać…

- Colette – przerwał jej stanowczo – wejdźmy do środka, a odpowiem na wszystkie twoje pytania.

Millingan wprowadził dziewczynę do małego pokoju, w którym oprócz małego wąskiego łóżka znajdował się tylko nocny stolik z lampką.

- Przepraszam, wiem, że nie wygląda to zbyt przytulnie.

- Gdzie jesteśmy? – zapytała siadając na nieco twardym materacu.

- To jedna z naszych… kryjówek. Zatrzymujemy się tutaj, podczas pobytu na zachodzie.

Nagle rozległo się pukanie, a zaraz potem drzwi uchyliły się nieco i zajrzała przez nie młoda uśmiechnięta dziewczyna.

- Wejdź Alice. Colette to jest moja siostrzenica Alice.

- Przyniosłam ci kilka moich ubrań i buty. Jeśli nie będą pasować spytamy Kim albo Natalie – wyciągnęła rzeczy w stronę Colette.

- Dziękuję.

- Poczekam w salonie – rzucił Millingan i opuścił pokój.

W pomieszczeniu zapanowała cisza.

- Trochę dużo jak na jedną noc, prawda? – zapytała z uśmiechem Alice i usiadła obok na łóżku.

- Tata ostrzegał, że może dojść do czegoś takiego. Mimo wszystko jednak, czuję się skołowana – spojrzała na rzeczy dostarczone przez dziewczynę.

- Jaki masz rozmiar stopy?

- 38.

- To jest 39. Będą nieco za duże, ale na początek chyba lepsze niż bose stopy – zaśmiała się Alice. To nowa para, jeszcze jej nie zakładałam. Mam takich kilka na treningi.

-Treningi?

Alice uśmiechnęła się zagadkowo i odpowiedziała – o tym później. Przebierz się. Salon jest na lewo, drzwi będą otwarte – dodała i wyszła z pokoju.

Colette westchnęła głęboko, czując, że powoli schodzi z niej stres i napięcie wywołane poprzednim zdarzeniem. Przejrzała ubrania i wybierając szare dresowe spodnie oraz luźną białą bluzkę z długim rękawem, postanowiła się przebrać. Zdjęła piżamę i składając ją w kostkę, ułożyła na łóżku, gdzie jej wzrok powędrował do płaszcza chłopaka. „Patrick, tak ma na imię” – pomyślała. Chwilę później wyszła na ciemny korytarz i skierowała się w stronę pomieszczenia, z którego dochodziły przyciszone głosy. Kiedy stanęła w progu, zaległa cisza, a zebrane osoby utkwiły w niej wzrok.

- Usiądź Colette – powiedział Millingan, wskazując dłonią jeden z foteli.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz